Śniadanie w Capitol Pancake House - Williamsburg |
Cześć, dzisiaj post o bardzo przyziemnej, a jednak jednej z najważniejszych przyjemności dnia - o jedzeniu :)
Jak wiadomo, człowiek w podróży pozbawiony jest dostępu do kuchni, a tym samym skazany na knajpki, bary i restauracje. Co warto i gdzie warto jeść w Ameryce? Mój subiektywny poradnik :)
IHOP i burgerki |
Problem się zaczynał w kwestii obiadu. Większość osób które mnie znają wiedzą, że mam "lekkiego hyzia" na punkcie zdrowego jedzenia. Sama nie kupuje przetworzonej żywności, gotuje wszystko od a do z, bez użycia przypraw uniwersalnych, magii czy kostek rosołowych, do domu nawet nie kupuje mięsa czy wędlin - mięso to moja "restauracyjna" przyjemność. Głównie jem warzywa, kasze i makarony. Niestety ta mania musiała zostać mocno spacyfikowana w czasie podróży, jak i podczas całego pobytu w USA. Dlaczego? Jak większość wie, Ameryka jest niestety istnym zaprzeczeniem tego co można nazywać zdrowym jedzeniem. Pewnie, człowiek zapyta - "przecież to taki wielki kraj, zawsze można coś znaleźć"... Pewnie można, ale drogo, ciężko i i tak bez gwarancji sukcesu. Co nie oznacza że na nic ciekawego nie udawało nam się natrafić. Jednak wakacje to wakacje - nie zależało nam aż tak na tym :).
W USA korporacje wybiły większość malutkich amerykańskich biznesów. Niestety podobną sytuację możemy obserwować w Polsce, jednak u nas wciąż jest wiele małych sklepików i głównie prywatnych, a nie sieciowych restauracji. W Ameryce o małe sklepiki bardzo ciężko. Nigdy w Williamsburgu czy na Florydzie nie widziałam piekarni, ani rzeźnika - serio. Co najwyżej w polskich dzielnicach w Chicago można było znaleźć takie miejsca. Podobnie jest z restauracjami. W prawdzie istnieją te prywatne tak jak wszędzie, jednak są skutecznie zagłuszane przez Fast Food'y. W Polsce tak naprawde mamy tylko kilka sieciówek - Mcdonald's, KFC, Burger King no i może jeszcze ze dwie, trzy i na tym koniec. W USA tych sieciówek są dziesiątki, jeśli nie więcej. Przy każdym zjeździe z autostrady ustawione są tablice informacyjne z listą punktów w których można zjeść, a na tych listach królują oczywiście sieciówki. Co więc my wybieraliśmy, gdzie jest chociaż "w miarę" zdrowo i smacznie?
Przede wszystkim Bufety. Wspaniały wynalazek! Płacisz 9-15$ od głowy za możliwość jedzenia ile chcesz i czego chcesz. Takie bufety głównie dotyczą kuchni azjatyckiej - czyli takiej jaką tygryski lubią najbardziej :D. Znaleźć oczywiście można i inne rodzaje np. bufet z pizzą. My osobiście nie polecamy takowego, po ciężkiej niestrawności jaka nas spotkała po wizycie, jednak jeśli pizza to tylko z umiarem :D. U nas w Williamsburgu mieliśmy ekstra bufet azjatycki - Peking. Kilka różnych kuchni i sushi w ofercie - czego chcieć więcej :). Podobnie świetny bufet znaleźliśmy w Las Vegas w hotelu Gold Coast - polecaliśmy go też naszym znajomym - byli zachwyceni.
Source- http://dailyutahchronicle.com/wp-content/uploads/2016/11/panda-express.jpg |
Source - https://drpma142ptgxf.cloudfront.net/assets/campaigns/2016-chiptopia/chiptopia-card.png |
Source - http://media.olivegarden.com/images/site/BOTO011200x627.png |
Sałatka w Wendy's z sosem z jeżyn i jeżynami <3 |
Tylko w Ameryce - instrukcja noszenia pizzy w pudełku |
Do tego momentu ten wpis może sugerować, że w ogóle nie zdarzało nam się jadać w małych, lokalnych knajpkach, to nie jest oczywiście prawdą, jednak robiliśmy to rzadziej - z reguły w dużych miastach. Na przykład bardzo lubiliśmy chodzić do chinatown, jeżeli takowe było w danym mieście, a także do małych barów na hamburgery czy na wingsy - piwo plus skrzydełko - miodzio! A takich skrzydełek, przygotowanych na tyle sposobów nigdzie indziej na świecie się nie znajdzie ( np ok. 100 pozycji w karcie House of Wings). Co mnie bardzo zaskoczyło, to to że Amerykanie uwielbiają do takich swoich fast food'ów zamawiać łodygi selera naciowego. Nie wpadłabym na takie połączenie :D. Kiedy chcieliśmy znaleźć jakieś miłe, smaczne miejsce używaliśmy do tego aplikacji Yelp (pomagała nam też znaleźć kasyna ;))
Na zakończenie dodam, co by nie napisać złego o korporacyjnym jedzeniu, ma ono niesamowitą zaletę. Bardzo ułatwia podróż. Choćby nie było nic wokół do jedzenia, brakowało nam internetu, czy toalety, zawsze można liczyć na Starbucks'a czy McDonald's przy drodze. Niejednokrotnie nam to pomogło, może nie w czasie tej podróży bo tym razem zwiedzaliśmy raczej zaludnione tereny, ale w czasie poprzedniej, gdy błąkaliśmy się po pustyniach, preriach i parkach narodowych. Człowiek ma świadomość że kiedy już znajdzie daną sieciówkę, może zawsze liczyć na ten sam standard, niezależnie w której części stanów będzie, czy to będzie centrum miasta czy okolicę rezerwatu Indian. Jakkolwiek smutne to by nie było, myślę że to jest jeden z powodów że te właśnie sieci tak zawojowały świat, a nam ułatwiły wyprawy.
PS. Ostatnimi czasy mam zajawkę na dokumenty Netflixa i tym podobne o jedzeniu i niestety wniosek który z nich płynie jest jeden - fast food'y są głównym powodem niszczenia naszej planety. Myśmy z nich korzystali tylko w czasie podróży, ale dla wielu Amerykanów są one codziennością. Pewnie że mogę napisać, że uzbrojona w tą nową wiedzę nigdy w życiu będąc w USA (w Polsce w ogóle nie chodzę do takich miejsc) nie pójdę do sieciówek, ale to byłoby kłamstwo. Mogę się tylko łudzić że takie Chipotle nie szkodzi środowisku tak bardzo jak "restauracje pod złotymi łukami"...
Zainteresowanym polecam filmy:
- Food inc.
- Cowspiracy
- Food Matters
- Fed up.
PS. 2. Dlaczego pseudochleb? To zagadnienie wyjaśni ten filmik
Jak wiecie myśmy w Williamsburgu piekli własny chleb, korzystaliśmy z tego przepisu http://www.zajadam.pl/dobre-przepisy/chleb-prosty-przepis
Wychodził pyszny :)
Pozdrawiam!