Tuesday, January 24, 2017

Miasto uciech, swawoli i hipsterów



Cześć! Jak tam zima? My już tak szczerze zaczynamy mieć dość, a nasze myśli uciekają w stronę wspomnień, może i wam się udzieli :)

Kontynuując historię - Po Orlando czekało nas wspaniałe pięć dni szaleństw i swawoli, w sumie nie do końca słonecznym Miami. Jechaliśmy z Orlando na złamanie karków, ponieważ mieliśmy załatwiony nocleg z Air b'n'b, a jeszcze tego samego dnia do godziny 17 bawiliśmy się w Universal studio. Po drodze okazało się, że część dróg na Florydzie, przede wszystkim tych między i w Orlando, Miami i na Key West'cie objęta jest dodatkowymi opłatami. Ile było stresu! Nie mieliśmy przy sobie drobnych, nie było możliwości płacenia kartą, a czas naglił (była obawa że zostaniemy pozbawieni noclegu), więc byliśmy zmuszeni część bramek pokonać przejeżdżając przez przejazd dla posiadaczy Sun Pass'ów. Na szczęście żadne mandaty nie wpłynęły. Już w samym Miami wjechaliśmy przez przypadek na drogę zarezerwowaną tylko i wyłącznie dla posiadaczy Sun Pass, gdzie straszeni byliśmy tabliczką informującą o stu dolarowym mandacie dla nieposiadających winiety. Później już mądrzejsi, zawsze zaznaczaliśmy w google maps opcję dróg bez opłat. Niestety w Miami płatnych odcinków jest wiele. 


Ocean Drive - dzielnica Art Deco

Nocleg trafił nam się strasznie obskurny, choć w bardzo dobrej cenie (ok 15$ na głowę). Mieszkanko było dość daleko od centrum, ale dzięki uberom mogliśmy spokojnie jeździć do klubów i barów. Dnie upływały nam na plażach, a noce na imprezach i w kasynach. 


Wille w stylu Art Deco
Park nad zatoką

Ogólnie Uber znacznie odmienił naszą podróż w porównaniu do poprzedniego wyjazdu do USA. Tanio i sprawie - czego chcieć więcej, szczególnie że w USA ciężko jest się poruszać bez samochodu. Taka dygresja, nie jestem pewna czy już o tym nie pisałam, ale jeżeli zapytasz jakiegokolwiek amerykańskiego przechodnia jak się dostać do miejsca, które jest oddalone około 15-30 minut drogi piechotą. Usłyszysz:
"Weź taksówkę"
"Na następnym rogu jest stacja metra, wsiądź w tą linię, wysiądź tam, poczekaj na tamtą, potem przesiądź się w autobus"
"Pytasz jak dojść na piechotę?? Ale człowieku, to jest 20-minutowy spacer!!" - wielkie oczy sowy utwierdzą cię w przekonaniu, że nie żartują.  
Spacerowiczów w Ameryce jest jak na lekarstwo. Miasta nie są też przystosowane do nich, ale co jest przyczyną, a co skutkiem nie wiem.



Dzielnica Art Deco

W pobliżu naszego ulubionego parkingu z poprzedniego posta :D

Plan zwiedzania Miami był prosty - kluby, kluby, kasyna, kluby, kasyna :D. Albo bawiliśmy na Ocean Drive, gdzie odwiedziliśmy m.in. Treehouse, spotkaliśmy tam Polkę za ladą (oczywiście spotkały nas z tego powodu miłe profity), albo na Wynwood'zie - najbardziej hipsterskiej dzielnicy Miami, pełnej niesamowitych graffiti, klubów, a także licznych świrów. Kluby wybieraliśmy według opinii z internetu. M.in. padło na Electric Pickle, ciekawy klub w nieco steampunkowym stylu. Oczywiście alkohol był dość drogi, podobnie wejściówki (20$ od łebka), ale my jak to my - dysponujemy ogromnymi pokładami uroku osobistego, więc weszliśmy dwoje w cenie jednego biletu. :D



"Muzeum" Graffiti

Zabawa w klubach była przednia, ale to nic w porównaniu do rozpusty w kasynach. Mieliśmy plan pójść do jednego i się zabawić, padło na Miami Casino, położone w centrum miasta. Murat chciał sprawdzić się w grze przy stołach, w blackjacka i ruletkę, a ja chciałam po prostu pograć na automatach. Niestety okazało się że na Florydzie tylko w kasynach, które należą do Indian można grać w gry stołowe z krupierami (w okolicy Miami tylko w Hard Rock Casino).
Przy wejściu do kasyna czekała nas rutynowa kontrola paszportów, w celu sprawdzenia czy aby na pewno mamy już 21 lat skończone. Niestety udowadnianie wieku w USA paszportem jest codzienną koniecznością, dość wnerwiającą, ponieważ wg nich nasze dowody osobiste się nie liczą. Jednak Pani nie tylko sprawdziła nasz wiek, ale także zapytała nas czy jesteśmy tu po raz pierwszy, ponieważ mają promocje dla nowych gości - kartę z 25$ do grania, za darmo - co wygrasz jest Twoje. Wpadliśmy w konsternację - myśleliśmy że źle zrozumieliśmy to co nam proponuje, spojrzeliśmy po sobie pełni zdziwienia - ale to wszystko okazało się prawdą. Wygraliśmy po około 30$, nie wydając ani centa. Okazało się także, że jest to popularna praktyka w okolicznych kasynach, trochę nas wciągnęło. Odwiedziliśmy jeszcze kilka, za każdym razem wygrywając całkiem niemałe pieniądze. Ogólnie w czasie tego wyjazdu sypało nam dolarami całkiem gęsto nie wiadomo skąd i dlaczego, mogliśmy sobie dzięki temu pozwolić na wiele dodatkowych atrakcji. W klubach i kasynach bawiliśmy się na tyle wyśmienicie, że miasta nie zwiedziliśmy prawie wcale. Byliśmy jeszcze tylko na Market Bay, gdzie największą "atrakcją" okazała się grupa policjantów z wydziału kryminalnego, ubranych w kombinezony i maski zbierających w rękawiczkach zwłoki bezdomnego tuż przy dróżce, którą szliśmy. Widok wyjątkowo mało przyjemny i kontrast rajskiego otoczenia, palm, pięknego oceanu, wysokich wieżowców z podejrzaną śmiercią bezdomnego. Wyglądało na to, że nie bez kozery to właśnie Miami jest tak popularnym tłem serialów kryminalnych. 



Market Bay

Opuściliśmy Miami pogrążeni w wielkim smutku, ale czekało nas wciąż wiele atrakcji. Po pięciu dniach swawoli wyruszyliśmy w kierunku Everglades, poślizgać się na poduszkowcu po bagnach, pooglądać krokodylę, których nigdzie nie było i ponurkować na rafie koralowej na Key West. Jeszcze dużo historii przed nami :)


Jesteś sobie na pięknej uliczcę, która prowadzi na plaże. Na uliczce pełnej wspaniałych stylowych budynków, kiedy nagle widzisz w takiej uliczce taki przestrzał :). Takie przejścia wzdłuż przecznic to nie rzadkość w Amerykańskich miastach. Myślę jednak że nawet w dzień nie warto się na nie zapuszczać.



Pan oferuje zimne napoje, a czas umila sobie rozwiązując sudoku.





Przy Market Bay





No comments:

Post a Comment