|
Burgery przy Road 66 ;) |
No cóż, obowiązki nie dały nam skończyć opowiadania naszych tamtegorocznych podróżniczych historii, więc dokończę je w już takim bardziej "telegraficznym" skrócie ;).
Po pobycie w Grand Canyon wybraliśmy się słynną Road 66 do Vegas. Gdzie po drodze zakosztowaliśmy prawdziwych amerykańskich burgerów, w najprawdziwszym Saloon'ie na prerii.
|
Nie mogliśmy odmówić sobie wpisu na ścianie :) Jedyne jeszcze w miarę wolne miejsca do pisania były na ścianie za barem! |
|
Sufit z banknotami z całego świata - UWAGA - wypatrujemy złotych polskich!! |
Zostawiliśmy swoje podpisy na ścianie w barze i pojechaliśmy dalej, spojrzeć przelotnie na tamę Hoovera i wjechaliśmy jeszcze za dnia do Vegas. Muszę wam powiedzieć, że im dalej jechaliśmy nią, tym krajobraz stawał się coraz brzydszy! Powoli zanikająca roślinność, nagie kamienne pagórki i wzgórza, wyłaniały się tym częściej im bliżej byliśmy Las Vegas.
|
Coraz bardziej marsjańsko ;) |
|
Tama Hoovera |
Kolejny raz daliśmy się porwać Vegas. Hazard i picie trwało do białego rana (a także ŻARCIE - spędziliśmy dobre 1,5 h jedząc do woli w restauracji z kuchniami całego świata - a ja się dziwie że przytyłam xD). Niestety mieliśmy znowu tylko jeden dzień na takie atrakcje. Później był samolot do Chicago, na spotkanie z rodzinką :) Chicago to wg mnie najładniejsze amerykańskie miasto.
|
Samo centrum |
|
Michigan :) |
|
Nasze ulubione zdjęcie (i Murata kunszt fotograficzny <3 ). Szliśmy prawdziwymi podziemiami pod samym centrum miasta. Bardziej póżno w nocy naprawdę bym się tam nie zapuściła! Wygodny sposób na szybkie dotarcie do konkretnych miejsc, puste i trochę straszne. |
No comments:
Post a Comment